Kiedy Waszyngton przechytrzył Moskwę
Putin ma rację, że poszerzenie NATO jest zagrożeniem dla Rosji. Ale nie jej bezpieczeństwa, tylko statusu ostatniego mocarstwa kolonialnego świata.
Tu nie chodzi o historię, ale źródło jak najbardziej bieżących wydarzeń, które zdecydują o naszym życiu na najbliższe lata – tak Władimir Putin tłumaczył, dlaczego stawia Zachodowi ultimatum i szykuje się do inwazji na Ukrainę. Tym samym dowodził, że Ameryka oszukała Moskwę. Miała obiecać, że w zamian za zgodę Michaiła Gorbaczowa na zjednoczenie Niemiec, NATO nigdy nie poszerzy się dalej na Wschód. A stało się inaczej: w ciągu trzech dekad, jakie minęły od końca zimnej wojny, liczba krajów należących do sojuszu powiększyła się niemal dwukrotnie, z 16 do 30. Więcej: w 2008 r. liderzy paktu obiecali, że członkostwo uzyska Ukraina i Gruzja, choć bez podania daty.
Z punktu widzenia prawa międzynarodowego zarzuty rosyjskiego przywódcy są nieprawdziwe. Ani Stany Zjednoczone, ani NATO nigdy formalnie nie zobowiązały się do pozostania w granicach z 1989 r. W Akcie Stanowiącym Rosja-NATO z 1997 r. to zaś prezydent Borys Jelcyn wyraził zgodę na przyjęcie do paktu dawnych krajów satelickich Moskwy, zaczynając od Polski, Czech i Węgier.
Jeszcze większe zwycięstwo
Ale na tym sprawa się nie kończy. Jesienią 1990 r., gdy mur berliński już legł w gruzach, ale na terenie ówczesnej NRD wciąż stacjonowało około 400 tys. radzieckich żołnierzy, czołowi politycy zachodni ustnie zaproponowali ostatniemu przywódcy ZSRR Michaiłowi Gorbaczowowi deal: zgodę na...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta