Salwador, kawa i najokrutniejszy gang świata
Indianie twierdzili, że kawa to przeklęta roślina, która dobrze rośnie na krwi i dlatego jej ziarna są czerwone. Jedenastolatek schował się w krzewach kawowca i podglądał dwóch mężczyzn upijających się guaro.
Był 24 grudnia 1994 roku. Tego dnia w Atiquizayi, miejscowości na zachodzie kraju szumnie nazywanej miastem, wszyscy świętowali. Mężczyźni opróżnili już kilka butelek, aż w końcu zaczął ich morzyć ciężki i bełkotliwy sen, jaki trzcinowy destylat sprowadza na ludzi, sen bezlitosny jak ten upalny wieczór. Jeden z mężczyzn, robotnik dniówkowy pracujący na plantacji kawy, padł mimo rozkazów drugiego, swojego zwierzchnika, który domagał się, by towarzysz dalej siedział i pił. Chłopiec wszystko to widział zza gałązek, siedząc w gęstym listowiu kawowców. Czekał cierpliwie, aż guaro zrobi swoje. Wysączywszy resztę z ostatniej butelki, już bez trunku i bez towarzystwa, drugi mężczyzna ruszył do domu.
Chłopiec dyskretnie podążył za nim.
Kiedy znaleźli się na bitej drodze prowadzącej do asfaltówki, którą można dojechać do Ahuachapánu, stolicy departamentu o tej samej nazwie, chłopiec uznał, że to właściwy moment. Wyszedł spomiędzy zarośli i rąbnął mężczyznę drągiem w głowę. Tamten upadł. Mając go na ziemi, chłopiec próbował dokończyć robotę. Zrzucił facetowi na głowę i kark kilka dużych kamieni. To znaczy tak dużych, jakie niedożywiony jedenastolatek jest w stanie udźwignąć.
Chłopak chciał mieć pewność, że zabił. Wrócił na ścieżkę przecinającą pola kawowe. Czuwał przy ciele mężczyzny. Zaświtał 25 grudnia.
Jadąca w pierwszych promieniach...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta