Armia ciągle w budowie
Wybuch wojny na wschodzie zastał nas z przetrzebionym i przestarzałym arsenałem oraz brakami kadrowymi. Rząd stara się zbroić, ale straconego czasu nie odzyskamy.
Na początku „bayraktarem”, czyli mityczną bronią cudem, był polski piorun, potem amerykański HIMARS, a teraz jest nim polski krab. Ale myślenie w taki sposób o wojnie w Ukrainie, że to cudowny sprzęt daje niebotyczną przewagę nad wrogiem, jest zwyczajnie błędne. Tak naprawdę w wojsku potrzebny jest każdy rodzaj broni i wyposażenia, zatem i karabin Grot, kamizelka kuloodporna, pakiet medyczny, kevlarowy hełm, sprawny system łączności oraz oczywiście zaopatrzenie na czas.
Eksperci i media budują mity oparte na uproszczeniach, bo w innym przypadku przekaz byłby niezrozumiały dla odbiorcy. Wojna bowiem żywi się uogólnieniami i obrazkami, a także propagandą. Tę ostatnią do perfekcji opanowali politycy.
Do 24 lutego, czyli agresji Rosji na Ukrainę, decyzje dotyczące zakupów dla polskiej armii zapadały wolno, a Ministerstwo Obrony Narodowej na pytania dziennikarzy o realizację kolejnych programów zbrojeniowych jak mantrę powtarzało, że „trwają analizy”. Jeżeli już coś kupiło, eksperci słusznie nazywali te kontrakty zakupami homeopatycznymi, bo nie miały istotnego znaczenia dla poprawy naszego bezpieczeństwa.
Dla polityków PiS stan armii i jej uzbrojenie zaczęły być istotne dopiero, gdy rozpoczął się kryzys na granicy polsko-białoruskiej. Wcześniej można było odnieść wrażenie, że rola armii sprowadzona została do organizacji pompatycznych parad, a żołnierze zredukowani do roli „ścianki”...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta