Pomarańczowy raj konserwatysty
Różnica jest nawet w rozmiarach psów. Są mniejsze i ostentacyjnie niegroźne. Jak już się taki emerycki kanapowiec przez zapomnienie rozszczeka, to z tego tylko kupa śmiechu, a i on się zawstydzi. Żeby tylko nikt nie pomyślał, że stróżuje. Wszak w raju nikt nie kradnie.
Orania jest niebywale łatwa w opisie, wystarczy przyjąć jedną z dwóch narracji. Mieszkańcy zżymają się, że dziennikarze – w ogromnej większości im nieprzychylni – piszą swe artykuły w samolocie, zanim jeszcze wylądują w RPA. No bo co można napisać o mieście samych białych? Że banda sfrustrowanych rasistów założyła sobie rezerwat. A przecież to raj, przekonują władze.
Fakty są proste – w latach 90. grupa Afrykanerów niezadowolonych z tego, w jakim kierunku wędruje kraj po zniesieniu apartheidu, założyła nad Rzeką Pomarańczową, blisko 700 km od stołecznej Pretorii, osadę. Oranjerivier dała jej nazwę, a dziś Orania liczy prawie 3 tys. mieszkańców i wciąż przybywają nowi. Miasteczko działa jak spółka, by w nim zamieszkać trzeba uzyskać zgodę rady. Łatwo nie jest –...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta