My, Ukraińcy, mamy duży zapas mocy
Okazuje się, że rosyjska agresja, ta nowa traumatyczna epidemia, może nieść ze sobą nie tylko destrukcję. Wbrew intencjom tych, którzy ją wywołali, stała się tyglem, w którym uciera się i konsoliduje wspólna ukraińska tożsamość.Rozmowa z Jurijem Szapowałem, ukraińskim historykiem
Gdzie zastała pana wojna?
Na daczy, w połowie drogi między szosą z Borodzianki do Makarowa a Buczą i Hostomlem. 22 lutego wysłałem stamtąd do wydawnictwa pocztą elektroniczną tekst dopiero co ukończonej książki. Dwa dni później zaczęło się to wszystko, o czym pan już wie. Nad naszym domkiem codziennie przelatywały rakiety, drony, samoloty. Lada chwila coś mogło na nas spaść. Kładliśmy się spać, nie wiedząc, czy się obudzimy. Szybko zabrakło prądu i łączności. Było bardzo zimno. Gdy walki przybrały na sile, stało się jasne, że lada chwila możemy znaleźć się pod okupacją. Dla mnie oznaczało to poważne ryzyko.
Dlaczego akurat dla pana?
Rzecz w tym, że kilka lat temu Rosjanie wpisali mnie na listę ekstremistów. Wiem, co mówię, do moich rąk trafiły oceny jakichś „ekspertów”, którzy ku mojemu rozbawieniu uznali za ekstremistyczne moje publikacje o działalności czekistów w Ukrainie w latach 1920–1940. Ale teraz już nie było z czego się śmiać, wiedziałem przecież, że okupanci wyjechali na wojnę z gotowymi listami osób do „wyczyszczenia”.
W sąsiedztwie pańskiej daczy – w Buczy, Worzelu, Hostomlu – nie trzeba było nawet figurować na liście. Zabijali kogo popadło.
Dlatego też pewnego marcowego poranka wyszliśmy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta