Nie każda zmiana jest rewitalizacją
Mieszkanie to nie jest zwykły towar rynkowy, jak przez lata wielu próbowało sugerować. Miasta nie mogą zostawić mieszkańców samych z tym problemem. Rozmowa z Jackiem Grunt-Mejerem, pełnomocnikiem Miasta stołecznego Warszawy ds. rewitalizacji
Nie ma chyba bardziej ośmieszonego ostatnio pojęcia niż „rewitalizacja”.
Bo ludzie pod to podciągają mnóstwo rzeczy, które nie mają za wiele wspólnego z rewitalizacją. To pojęcie oznacza wyciąganie pewnego fragmentu miasta ze stanu kryzysowego. Sama przebudowa placu czy ulicy, jeśli nie idą za nią kompleksowe działania na większym obszarze, to nie rewitalizacja. Mimo to w mediach ciągle słyszymy o rewitalizacji kamienicy, a nawet rewitalizacji linii kolejowej. Swoją drogą razem z Hanną Gill-Piątek, która zajmowała się tą kwestią w Łodzi, nawet założyliśmy na Facebooku grupę pod nazwą „Za każde źle użyte słowo »rewitalizacja« bulisz 5 zł”. Niestety, nikt nie wpłaca do naszej skarbonki (śmiech).
Ale to się już przyjęło i nawet samorządy chwalą się rewitalizacją np. rynku. Powstał nawet cały cykl memów „przed i po rewitalizacji” – to zdjęcia pięknych, zielonych placów miejskich, oczywiście przed zmianami, oraz typowej betonozy, już po rewitalizacji.
Próbowałem parę razy wrzucać przykłady przeciwnie, czyli pozytywne, modernizacji, ale z takimi trudno się przebić. Pokazaliśmy np. przebudowę skweru między ulicami Letnią a Kamienną na Pradze Północ, gdzie wcześniej było zakurzone klepisko zapełnione samochodami. Bo umówmy się, że w Warszawie, jeśli tylko jakiś skrawek przestrzeni nie jest...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta