Blond postrach raperów

autor zdjęcia: materiały prasowe

źródło: Rzeczpospolita

Taylor Swift jako pierwsza w historii zajęła dziesięć pierwszych miejsc w gorącej setce hitów „Billboardu”, czego nie dokonali Elvis Presley, The Beatles i Michael Jackson. Jest królową ery cyfrowej. To zasługa płyty „Midnights”.

Urodzona 13 grudnia 1989 roku amerykańska wokalistka i kompozytorka pop ma obecnie 230 milionów fanów na Instagramie, ponad 91 milionów na Twitterze, ponad 200 milionów sprzedanych albumów i majątek oceniany na 770 milionów dolarów. Właściwie zakrawa to na cud, bo wiele wskazywało, że dobrze zapowiadającej się amerykańskiej gwieździe pisana jest ostatecznie rola niewolnicy Isaury, ubezwłasnowolnionej przez pana jej losu, czyli wydawcę, pozbawionej własnego dorobku, na który pracowała ciężko od dzieciństwa.

Tymczasem jej bezkompromisowa postawa jest dobrą ilustracją powiedzenia, że co nas nie zabije, to nas wzmocni. Gdy w 2019 roku, na fali spekulacji prawami autorskimi, bez zgody gwiazdy sprzedano cały jej katalog nagrań za 300 milionów dolarów, podpisała bowiem niekorzystną dla siebie umowę – wiotka blondynka uderzyła pięścią w stół i postanowiła odzyskać to, co się da, a zdobyła więcej, niż przewidywano.

Oczywiście, na konflikt wokalistki z byłym wydawcą można spojrzeć z innej perspektywy. Kiedy w 2005 roku podpisała jako 16-latka kontrakt z firmą Big Machine, wytwórnia podejmowała ryzyko w czasie, gdy panoszyło się piractwo, zaś perspektywy królującego dziś streamingu nie dla wszystkich były wspaniałe. To argumenty producenta i wydawcy. Pokrzywdzona i ograbiona...