Nie musiał głuszyć Gustlika alkoholem
Franciszek Pieczka należał do tej formacji koryfeuszy sceny i kina, która właśnie znika z firmamentu i nie bardzo widać następców. Przekonuje o tym jego biografia pióra Magdy Jaros.
Pisanie biografii aktora to zajęcie niewdzięczne: człek taki ustawicznie przebywa w teatrze albo na planie filmowym, co najwyżej ma kłopoty ze zdążeniem z Katowic do Warszawy na kolejny występ. Chyba że wdaje się w romanse z koleżankami z obsady, pije na umór albo powoduje skandale obyczajowe. Ale w przypadku Franciszka Pieczki, jak wynika z książki Magdy Jaros „Ty pieronie!”, żaden z tych przypadków nie zachodził. Opowiadano nawet, że aktor nie lubił się kłaniać po spektaklu, pierwszy ukłon gdzieś z tyłu sceny, drugi zastawał go w garderobie, a trzeci w domu w Falenicy. Żywot Pieczki był ze wszech miar poczciwy: zawsze przychodził przygotowany, umiał tekst, cierpliwie powtarzał duble, spokojny, wyrozumiały. A przy tym artysta z najwyższej półki, o szerokiej skali...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta