Katolickość jest płynna
Mamy tendencje, by uznawać znany naszej epoce kształt Kościoła za jego wersję ostateczną. W rzeczywistości ocenić to będą mogły dopiero przyszłe pokolenia. Może minąć nawet kilka wieków, zanim to uczynią.
6 marca 1415 r. poza murami Konstancji, tam gdzie niegdyś zakopywano zdechłe konie, rozpalono stos, na którym miał spłonąć Jan Hus. Oskarżony o herezję, oszukany informacją o tym, że dzięki „listowi żelaznemu” od cesarza będzie mógł wyjaśnić i bronić swoich przekonań, został w istocie bez wysłuchania i choćby próby zrozumienia jego racji skazany na śmierć. Umierając w płomieniach, śpiewał „Kyrie eleison”, a wcześniej – to być może tylko legenda, ale świetnie ukazująca znaczenie tej postaci – miał wygłosić ostatnie kazanie, w którym nawiązywał do czeskiego znaczenia swojego nazwiska (Hus to w tym języku gęś): „Możecie spalić gęś, ale kiedyś nadejdzie łabędź, którego nie spalicie”.
Z górą wiek później uczniowie innego reformatora uznali, że owym łabędziem był Luter. Równie dobrze możemy powiedzieć, że ostatecznie owym łabędziem stało się o kilka wieków późniejsze nauczanie Kościoła katolickiego. Tego samego, którego hierarchowie i uczeni skazali Husa na śmierć.
Komunia święta pod dwiema postaciami, której był wielkim orędownikiem – choć nie stała się w Kościele katolickim jedyną obowiązującą normą – weszła w jego życie bardzo głęboko (choć właśnie jedną postać dla katolików świeckich uważano w czasach Husa za oznakę prawdziwego katolicyzmu), języki narodowe są obecne w liturgii (tego również czeski duchowny się domagał) od...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta