Ta ostatnia przygoda
„Indiana Jones i artefakt przeznaczenia”, pełen wybuchów, podróży, efektów specjalnych i nostalgii wchodzi do kin w piątek.
Pierwsze, co widz robi, to sprawdza wiek Harrisona Forda. Rocznik 1942, dokładnie za dwa tygodnie stuknie mu 81 lat. To ważne, bo wiekowy aktor nie występuje w nowym „Indianie Jonesie” na drugim planie. To nie miś z Krupówek doklejony do obrazka, by przyciągnąć do kin widzów pamiętających jeszcze początki kina nowej przygody, czyli przełom lat 70. i 80. Ford pomimo swoich lat naprawdę gra pierwszoplanową postać: strzela, jeździ i skacze. Oczywiście z pomocą dublerów.
To może rodzić obawy, zwłaszcza gdy wspomnimy „Irlandczyka” Martina Scorsesego, gdzie oglądaliśmy na ekranie cyfrowo odmłodzonych oldbojów, którzy pod maskami z efektów specjalnych próbowali przekonywać, że wciąż dają radę.
Nazistą pozostaniesz
Scenarzyści piątego Indiany Jonesa (nie licząc tych młodzieżowych w innej obsadzie) wybrnęli z tego problemu, czyniąc tematem fabuły starość i przemijanie. I choć zaczyna się od 20-minutowej retrospekcji, gdzie cyfrowo odmłodzony Harrison Ford (wyszło bezboleśnie) zmaga się...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta