Koniec epoki Kundery
Z żalem zamykam drzwi do czasów, w których kilku ważnych Czechów współtworzyło wrażliwość swoich bratanków na północ od Tatr.
Umarł Milan Kundera. To oczywiście koniec pewnej epoki. Ze swojej strony powiem, że to w gruncie rzeczy ponure, że trzeba być kronikarzem końca epoki. A właściwie końców licznych epok. Bo przecież – na miarę ludzkiego życia, a tylko taka miara jest nam dana – osobnymi epokami były epoki Miłosza i Giedroycia, Szymborskiej i Wałęsy, czas podziemnej Solidarności i wszystko, co się wydarzyło po 4 czerwca.
To u nas, nad Wisłą. Ale równolegle, całkiem obok rozgrywały się epoki Reagana, Margaret Thatcher, Merkel, Gorbaczowa. Dziś mamy nogi głęboko zanurzone w odmętach epoki prezesa Kaczyńskiego i Władimira Putina, choć można już wyczuć przyjemność uciekającego spod stóp piasku, co świadczy o nieuchronnym odpływie. Cóż, wszystko mija, takie jest odwieczne prawo natury.
Epoka Kundery? Czy nie ma w tym przesady? Gdyby Kundera napisał swoje najważniejsze dzieło dekadę później, pisanie o jego „epoce” byłoby obarczone przesadą. Ale „Nieznośna lekkość bytu”, bo właśnie tę książkę mam na myśli, trafiła idealnie w swoje czasy. Stała się jakimś punktem odniesienia, choć trudno...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta