Kto zyska na tym, że Polska się zbroi
Kolosalne zakupy zbrojeniowe to dla naszego kraju szansa, ale i wyzwanie. Oszczędności mogą się tu okazać pozorne, a rzekomy sukces – wydmuszką. Jak się w tym połapać?
W lutym Polskę odwiedził prezes Lockheed Martin (największy koncern zbrojeniowy świata) James Taiclet. W podobnym czasie miała miejsce wizyta delegacji koreańskiej na której czele stał minister DAPA (Administracja Programów Zakupów Obronnych) Eom Donghwan. Z kolei w marcu nad Wisłę przybyła kolejna grupa urzędników i przedstawicieli przemysłu z Korei tym razem przewodził jej wiceminister obrony Republiki Korei Sung Il Skąd takie nagłe wzmożenie związane z przemysłem obronnym w Polsce? Wszystko wiąże się ze zmianą rządu nad Wisłą. A ściślej z dwoma działaniami nowych władz. Z jednej strony zapowiedziano audyt podpisanych dotychczas umów zbrojeniowych, a z drugiej Donald Tusk odbył podróż do Berlina i Paryża, zapowiadając większą kooperację przemysłową z Europą.
Czy jesteśmy aż tak ważni na światowej mapie przetargów zbrojeniowych? Nawet nie zdajemy sobie sprawy jak bardzo. Od sprawności naszego państwa zależy, czy będą to jedynie drogie zakupy obronne, czy jednocześnie staną się one jedną z dźwigni naszego rozwoju. Na drodze do tej drugiej opcji stoi jednak wiele zakrętów i pułapek.
Można bez cienia wątpliwości powiedzieć, że wzmożenie zakupowe polskiego MON, jakie obserwujemy w ostatnich latach, jest bezprecedensowe w skali świata. Nikt nie zamawia obecnie takich ilości sprzętu w każdej możliwej kategorii. Jeżeli spojrzeć na czołgi, armatohaubice (ahs) czy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta