Dzieci Samuela Becketta
Nie wierzę, że matematyka – czyli konkretny kalendarz dni przeszłych plus okres ciąży u człowieka – wyklucza możliwość spłodzenia przez Becketta córki, która żyje w Connecticut i jest poetką – uważa nowojorski pisarz i krytyk.
Za kilka dni skończę sześćdziesiąt lat. Żona zaproponowała, żebym na urodziny zrobił dla siebie coś miłego, ale nie, jak to było w naszym zwyczaju, jakiś wypad na kolację, lecz coś zupełnie innego. Więc w jasny i chłodny niedzielny poranek poniosło mnie aż na 92 Ulicę do YMCA. Event o godzinie 11:00 – były bajgle i kawa – firmowały dwie redaktorki „Listów Samuela Becketta”, Martha Dow Fehsenfeld i Lois More Overbeck.
Byłem posiadaczem wszystkich trzech do tej pory opublikowanych tomów – dwa lata później miał ukazać się czwarty. Pierwszy z nich recenzowałem na łamach „Publishers Weekly”. Moje lektury Becketta sięgają trzeciego roku studiów, który spędziłem w Dublinie, ale dopiero w ostatnich czterech, pięciu latach zacząłem czytać go intensywniej, choć jeszcze nie wyłącznie jego, już z badawczym zacięciem, w jedyny w swoim rodzaju sposób, jak sobie schlebiałem.
Tego ranka jako jeden z najmłodszych uczestników spotkania znalazłem się w otoczeniu o wiele starszych, głównie kobiet. Jedna, siedząca niedaleko, chciała mnie skłonić, abym zajął miejsce obok niej, poklepując krzesło, jakby z nakazem: „tu masz siedzieć”. Miała przekrzywioną perukę w kolorze imbiru i sporą warstwę makijażu w odcieniach różu i pomarańczy. Czterokrotnie pytała, jak się nazywam, a następnie, gdzie się urodziłem, by wreszcie oświadczyć, nie bez pewnej dumy, że ona też jest nowojorską...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta