Mroźne przyjęcie na Grenlandii
Wizyta amerykańskiej delegacji na Grenlandii została zinterpretowana jako rekonesans i agresywny krok ku realizacji terytorialnych zapędów Donalda Trumpa.
J.D. Vance jest pierwszym urzędującym wiceprezydentem składającym wizytę na Grenlandii, na którą Amerykanie już półtora wieku temu mieli oko. To, że towarzyszył mu prezydencki doradca ds. bezpieczeństwa Michael Waltz oraz sekretarz energetyki Chris Wright, tylko dało mieszkańcom Grenlandii oraz Danii, do której wyspa należy jako autonomiczne terytorium, do zrozumienia, że Amerykanie mają poważną chrapkę na ich tereny.
Amerykańskiego wiceprezydenta na Grenlandii przywitała nie tylko mroźna pogoda, ale też bardzo zimna postawa mieszkańców tego terytorium. – W ten sposób chcą zademonstrować swoją siłę – mówił jeszcze przed piątkiem w wywiadzie dla lokalnej gazety „Sermitsiaq” Mute Bourup Egede, odchodzący premier Grenlandii, uznając tę wizytę za „agresywną i prowokacyjną”. Wcześniej władze Danii oraz tego wyspiarskiego narodu dyplomatycznie, acz stanowczo informowały, że Grenlandia nie jest na sprzedaż i że nie jest to dobry moment na wizytę przedstawicieli rządu amerykańskiego, bo niedawno odbyły się tam wybory parlamentarne i tworzy się nowy rząd.
Początkowo delegacji amerykańskiej miała przewodniczyć Usha Vance, żona wiceprezydenta, która miała się pokazać...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)
