Pięć minut przed niepodległością
Indonezja starała się rządzić niesforną prowincjąza pomocą kija i marchewki -- marchewką miały być nowe drogi, szpitale i szkoły, a kijem -- stałe prześladowania zwolenników suwerenności
Pięć minut przed niepodległością
WOJCIECH SADURSKI
z dili
-- Indonezja zawsze ostrzegała, że jeśli się stąd wycofa, to będzie tu krwawa łaźnia. Teraz czyni wszystko, by to stało się prawdą -- mówi mi Manuel Carascalao, jeden z liderów ruchu niepodległościowego, w stolicy Timoru Wschodniego, Dili. Dowodów nie trzeba daleko szukać: są w domu Carascalao. A właściwie na podwórzu. Koczuje tu ponad stu uchodźców z okolicznych wiosek, którzy uciekając przed popieranymi przez Indonezję zbrojnymi bandami skryli się w domu popularnego polityka. Obszerne podwórze zostało zamienione w koczowisko -- przed kilkoma tygodniami było tu trzystu ludzi, teraz jest dokładnie stu ośmiu.
Jeden z nich, 25-letni Florindo da Silva, z wioski Lisalara, około 50 kilometrów od Dili, opowiada mi, jak doszło do tego, że tu się znalazł. Da Silva ma opatrunki na czole, karku i lewej dłoni i podbite, przekrwione oko. Mówi cicho.
-- Ta grupa pojawiła się wnaszej wsi nagle: nazwali się Besi Merah Puti (Stal Czerwono-Biała) i zażądali, byśmy wszyscy się do nich przyłączyli. Mówili też, że jeśli Timor ma stać się...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta