Twarze na sprzedaż
Twarze na sprzedaż
Pewien znany polityk, skądinąd najbardziej sprytny prawnik poprzedniego prezydenta RP, użyczył w tym tygodniu swej twarzy płatnej reklamie telewizyjnej. Jest bodaj pierwszym politykiem w kraju, który się na to zdecydował. Poczułem jakby niesmak, bo ciągle należę do tych naiwnych, którzy wierzą, iż doczekamy się w końcu w III RP polityków, którzy nie są na sprzedaż. Przypomniano mi, co prawda, że sam Gorbaczow reklamował Pizzę Hut, ale bynajmniej nie podniosło mnie to na duchu.
Co gorsza, proceder ten od dłuższego czasu uprawiają także niektórzy nasi koledzy, dziennikarze. Trudno się jednak dziwić, jeśli liczni z nas mylą interes publiczny z interesami polityków. W końcu okazuje się, że tak czy inaczej chodzi o własną kieszeń.
Prestiż naszego zawodu -- o czym świadczą wyniki badań opinii publicznej -- spadł tak, że należałoby ratować go za wszelką cenę. Jednak za miliard w reklamie nie da się tego osiągnąć. Lepiej byłoby mieć miliard w rozumie.
Maciej Łukasiewicz