Amadeusz, czyli uzależnienie
Po X Festiwalu Mozartowskim trzba czekać do października
Amadeusz, czyli uzależnienie
Festiwal jak co roku zakończył się "Don Giovannim"
FOT. MAREK KALINOWSKI
Początki, jak zwykle przy uzależnieniach, były niewinne. Niejasne wspomnienia pierwszych wrażeń - mimowie z weneckiego karnawału, mężczyzna wydający z siebie sopranowe dźwięki, kobiety w męskich przebraniach. Scena blisko, jak na wyciągnięcie ręki. I tak, od czasu do czasu, zacząłem bywać. Nie znałem tytułów ani śpiewaków, nie rozumiałem włoskich tekstów, wracałem, bo było przyjemnie. Nie wiedziałem, naiwny, co mnie czeka.
Powoli zacząłem rozróżniać przedstawienia i wykonawców, lubić jednych bardziej niż innych, zauważać, że ktoś śpiewa lepiej niż gra, lub odwrotnie. Doceniłem kameralną atmosferę ładnego wnętrza, nauczyłem się brać z szatni poduszki, kiedy trzeba było siedzieć na schodkach, poznałem dyrektora Sutkowskiego traktującego widzów...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta