Sam siebie wymyśliłem
Sam siebie wymyśliłem
Pierwsze dwa lata budowania wizerunku to była harówa, w domu przegrzewał się telefon. Setki rozmów, dziesiątki kontaktów potrzebnych i niepotrzebnych. Najczęściej niepotrzebnych. Ale trzeba było przez to przejść.
FOT. BARTŁOMIEJ ZBOROWSKI
Rz: Na początku były ciasteczka "San". Najlepsze ciasteczka na szybkie chodzenie. Pamiętasz?
ROBERT KORZENIOWSKI: A jakże. Pamiętam. Zwróciłem się do "Sana" w momencie, że tak powiem, ironicznej desperacji. Było parę miesięcy po olimpiadzie w Atlancie. Objechałem mnóstwo potencjalnych sponsorów. Odbyłem dziesiątki rozmów z przedstawicielami ds. marketingu różnych, zdawałoby się poważnych, firm. Jednak ci przedstawiciele byli absolutnie niepoważni. Mówiliśmy różnymi językami, przeważnie nie na temat. Ja występowałem jako zawodowiec, który chce mieć sponsora. Oni chcieli mieć misia do fotografii. O pieniądzach na ogół mowy nie było, a gdy ja poruszałem ten temat, to oni się bardzo dziwili: "Pieniądze? A za co pieniądze? Przecież pan tylko chodzi." W końcu machnąłem ręką. Ale jadąc na zgrupowanie treningowe do Francji, kupiłem sobie zapas ciastek na drogę. Między innymi ciasteczka...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta