To nie było awaryjne lądowanie
- Elitarni piloci
- Rozmowa z Aleksandrą Jakubowską
- Harmonogram rekonwalescenta
(c) PAP/RADEK PIETRUSZKA
Cud, że nikt nie zginął w katastrofie rządowego śmigłowca z premierem Leszkiem Millerem na pokładzie. To nie było awaryjne lądowanie. Szef rządu ma złamane dwa kręgi piersiowe. Chce jednak pojechać na przyszłotygodniowy szczyt Unii Europejskiej do Brukseli.
Maszyna spadła pod Warszawą, prawdopodobnie w wyniku awarii silników. Ranny premier został wyciągnięty z wraku i odciągnięty kilkadziesiąt metrów dalej przez funkcjonariuszy BOR.
Śmigłowiec Mi-8 wystartował z Wrocławia w czwartek około 17.00. Leciał na wysokości 2000 metrów. Zarówno premier, jak i znajdująca się na pokładzie szefowa jego gabinetu politycznego Aleksandra Jakubowska szybko zasnęli. Siedzieli naprzeciw siebie, przy stoliku w środku kabiny. Przebudzili się tuż przed 18.30, kiedy śmigłowiec zbliżał się do Warszawy. Jeden z pilotów wbiegł do kabiny pasażerów, ostrzegł, że będą lądować awaryjnie, i kazał wszystkim zapiąć pasy.
Podczas podchodzenia do lądowania, na wysokości około 600 metrów, załoga usłyszała huk, następnie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta