My albo chaos
Burundyjscy Tutsi mają pieniądze, doświadczenie, ludzi i trudny do odparcia argument:
My albo chaos
Patrick de Saint-Exupery ("Le Figaro")
To, co dzieje się obecnie w Burundi, trudno określić jako fatum czy przypadek. Exodus co najmniej 35 tysięcy Hutu w kierunku Zairu to nie tylko tragedia, ale przede wszystkim konsekwencja dobrze przemyślanej strategii. "Kilkudziesięciu zbrodniarzy świadomie spycha Burundi w przepaść" -- ostrzegał niedawno wysłannik ONZ Ahmedu Uld Abdallah.
Dlaczego
Dlaczego? Dla władzy i pieniędzy. Od uzyskania niepodległości Burundi było przez cały czas rządzone przez mniejszościową kastę. Uprzywilejowani najpierw dokonali przewrotu w ramach własnej grupy etnicznej, by następnie -- czasem za cenę przedziwnych sojuszy -- narzucić się reszcie kraju.
Po przejęciu władzy "panowie Burundi" przez cały czas podsycali animozje pomiędzy Hutu i Tutsi. Chcieli udowodnić -- nawet za cenę tysięcy ofiar -- że tylko oni są zdolni zapobiec powszechnej rzezi. Do roku 1993 ten system funkcjonował bez większych problemów. Jedyna partia narzucała swą "prawdę" ludności pochłoniętej bez reszty pracą w polu. Wystarczyło dokonać od czasu do czasu czystki, by reżim mógł potwierdzić "tanim kosztem" swą prawomocność. Sąsiednia Rwanda, rządzona z kolei przez mniejszość Hutu,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta