Trzy miesiące nad 16-sekundową sceną
Trzy miesiące nad 16-sekundową sceną
FOT. ANDRZEJ WIKTOR
Jak wyglądał warsztat animatora w filmie "Ja, robot"?
WOJTEK WAWSZCZYK: Mały boks w dużej hali wytwórni Digital Domain w Los Angeles. W nim - biurko, lampka i komputer - bardzo szybki pecet. Korzystaliśmy z programu Maya. Jak widać, za efektami specjalnymi nie kryje się żadna magia.
Ilu ludzi pracowało tam obok ciebie?
Około stu dwudziestu, ale nad efektami specjalnymi oprócz Digital Domain czuwały też inne studia: WETA Digital, Image Engine, Rainmaker i Pixel Magic. Nasz zespół tworzyli artyści z całego świata, poza Amerykanami byli tam m.in. Szwedzi, Japończycy, Niemcy. Działaliśmy w zespołach: niektórzy z nas zajmowali się wyłącznie tłem, inni czuwali nad oświetleniem. Trzecia grupa, czyli animatorzy, dzielili się na tworzących postacie robotów i na tych, którzy dbali o efekty specjalne. Oni na przykład animowali rany: gdy robot dostaje kulą w rękę, tworzy się w pancerzu wyrwa, odpryskuje kawałek metalu... Ja należałem do dwudziestoosobowego działu animatorów postaci. Zajmowaliśmy się m.in. szarpnięciem ramienia takiego rannego robota. Pracowaliśmy w komputerze na uproszczonych sylwetkach, potem...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta