Czechow nie potrzebuje dekoracji
LEW DODIN: Mógłbym powiedzieć, że nie zmieniło się wcale, bo niezmiennie raz mnie śmieszny, innym razem zasmuca - a przecież przestał być dla mnie klasykiem. Pamiętam nasz paryski "Wiśniowym sad", myśleliśmy o nim jak o XIX-wiecznym teatrze. Nawet gdy czuliśmy, że mówi o naszych uczuciach, baliśmy się z nimi utożsamić. Czas płynął i dystans się zmniejszał. Jeszcze do "Sztuki bez tytułu" dodałem muzykę jazzową, reżyserowałem w duchu improwizacji. Kiedy powstawał "Wujaszek Wania", wiedziałem, że wystarczy sam Czechow bez dekoracji. Nie musieliśmy już rozmawiać, jak trzeba chodzić po scenie, co robić, kim jest doktor Astrow. Mówiliśmy o naszym życiu. Im bardziej łączymy Czechowa ze sobą, tym bardziej tekst staje się naszym intymnym wyznaniem. Dziś to dla mnie największa wartość. Jak będzie w przyszłości - nie wiem.
Który z bohaterów Czechowa jest panu szczególnie bliski?Lubię ich wszystkich, ale z kim miałbym się utożsamiać, jeśli nie z Sieriebriakowem? Obaj jesteśmy profesorami, on przeszedł na emeryturę i mnie również pora. Jemu...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta