Unijne pieniądze niewiele znaczą
W polskiej prasie często pojawia się bezrefleksyjna apologetyka funduszy unijnych: jej przykład stanowi artykuł "Bez funduszy nie dogonimy" autorstwa Jędrzeja Bieleckiego (" Rz" z 19 maja). Sądzę, że jest to podejście błędne, bo rola "środków z Brukseli" w rozwoju gospodarki jest i będzie minimalna. Dlaczego - postaram się wyjaśnić.
"Naturalną" stopę wzrostu gospodarczego w Polsce - przy założeniu, że nie wprowadzimy daleko idących zmian instytucjonalnych - oceniam na około 3,5 proc. rocznie. Stara Europa ("15") rozwija się w tempie 2 proc. (i to z tendencją zniżkową). Jest więc oczywiste, że nawet przy tym scenariuszu dystans między nami a zamożnymi krajami Unii będzie maleć.
Jeśli natomiast (w co wątpię coraz bardziej) przeprowadzimy radykalne reformy na wzór Estonii, Litwy czy Słowacji, to tempo wzrostu może wynieść nie 3,5, a 5 - 6 proc. rocznie, a wówczas ten dystans będziemy zmniejszać jeszcze szybciej. Oczywiście pod warunkiem, że politycy nie sprowadzą na naszą gospodarkę...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta