Farsa w Wołkowysku
Władze, spodziewając się, że polscy działacze będą chcieli pojechać do Wołkowyska, postanowiły im to uniemożliwić. Wybrały najprostszy sposób: działacze Związku Polaków na Białorusi piątek spędzili na komisariatach. Rano na ulicy Orzeszkowej 25, w siedzibie obwodowego Urzędu Spraw Wewnętrznych (UWD), zjawiła się Anżelika Borys, nieuznawana przez Mińsk prezes ZPB. Po chwili z budynku wyszedł jej adwokat. - Choć konstytucja zapewnia obecność obrońcy, ale jeśli przesłuchiwany jest świadek, a nie podejrzany, adwokat nie może być obecny - wyjaśnił. Pani prezes wyszła po 45 minutach. - To efekt donosu Tadeusza Kruczkowskiego i jego ludzi. Oskarżają mnie o kradzież związkowych pieniędzy - stwierdziła spokojnie. W sobotę znów ma się zgłosić na przesłuchanie.
Kolejne wezwanieOd kiedy w marcu Anżelika Borys została prezesem ZPB, przesłuchiwano ją 45 razy. Na sobotę milicja wezwała ją na godzinę 10. O tej porze w Wołkowysku miał się rozpocząć zwołany przez białoruskie władze zjazd ZPB. - I tak nie zamierzałam tam jechać. Po co oglądać tę farsę? - mówiła pani Borys. Już nie świadkiem, a podejrzanym...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta