Lychte-werra
W żadnym z dostępnych mi słowników polszczyzny nie znalazłem "reniny", czyli mięsa renów. Natrafiłem co prawda na jakiś "enzym wydzielany przez korę nerek w stanie niedokrwienia" (od angielskiego słowa renin), ale nie ma to, jak sądzę, nic wspólnego z delikatnym, soczystym mięsiwem reniferów. Polski język nie zna smaku rena.
- Jedliście kiedyś surową reninę? - spytała Ola Artijewa, przynosząc nam tuszę młodej ważenki, czyli młodej reniferzycy. - Ona jeszcze wczoraj biegała po tundrze. Spróbujcie, palce lizać.
I rzeczywiście, to nie mięso, a życie! Ekologicznie czysta karma renów - jagiel (chrobotek reniferowy), kwiat moroszki złoty korzeń, wodorosty, grzyby, jaja kuropatw, czasem pisklę - sprawia, że reniferową surowiznę można jeść bez obawy. Zero chemii! Żadnej inżynierii genetycznej!
Ba, świeże mięso renów, tudzież ich krew, dzięki bogatej zawartości witamin i mikroelementów, od dawna skutecznie chroniły ludy Północy od gnilca. Surowiznę pojadali też w różnych obrzędach szamańskich i myśliwskich rytuałach oraz z czystego łakomstwa. A w okresie mięsopustu dodawali krew reniferową do ciasta na bliny.
Reninę zakupiliśmy na zimę. 34 kilo mięsa z kośćmi po 100 rubli za kilogram. Natalia poćwiartowała tuszę. Parę płatów posypałem solą....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta