Używamy plików cookies, by ułatwić korzystanie z naszych serwisów.
Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki.

Szukaj w:
[x]
Prawo
[x]
Ekonomia i biznes
[x]
Informacje i opinie
ZAAWANSOWANE

Lychte-werra

25 marca 2006 | Plus Minus | MW

DZIENNIK PÓŁNOCNY Lychte-werra LOWOZERO, 4 STYCZNIA 2006

W żadnym z dostępnych mi słowników polszczyzny nie znalazłem "reniny", czyli mięsa renów. Natrafiłem co prawda na jakiś "enzym wydzielany przez korę nerek w stanie niedokrwienia" (od angielskiego słowa renin), ale nie ma to, jak sądzę, nic wspólnego z delikatnym, soczystym mięsiwem reniferów. Polski język nie zna smaku rena.

- Jedliście kiedyś surową reninę? - spytała Ola Artijewa, przynosząc nam tuszę młodej ważenki, czyli młodej reniferzycy. - Ona jeszcze wczoraj biegała po tundrze. Spróbujcie, palce lizać.

I rzeczywiście, to nie mięso, a życie! Ekologicznie czysta karma renów - jagiel (chrobotek reniferowy), kwiat moroszki złoty korzeń, wodorosty, grzyby, jaja kuropatw, czasem pisklę - sprawia, że reniferową surowiznę można jeść bez obawy. Zero chemii! Żadnej inżynierii genetycznej!

Ba, świeże mięso renów, tudzież ich krew, dzięki bogatej zawartości witamin i mikroelementów, od dawna skutecznie chroniły ludy Północy od gnilca. Surowiznę pojadali też w różnych obrzędach szamańskich i myśliwskich rytuałach oraz z czystego łakomstwa. A w okresie mięsopustu dodawali krew reniferową do ciasta na bliny.

Reninę zakupiliśmy na zimę. 34 kilo mięsa z kośćmi po 100 rubli za kilogram. Natalia poćwiartowała tuszę. Parę płatów posypałem solą....

Dostęp do treści Archiwum.rp.pl jest płatny.

Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.

Ponad milion tekstów w jednym miejscu.

Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"

Zamów
Unikalna oferta
Brak okładki

Wydanie: 3798

Spis treści
Zamów abonament