Śladami Heinricha Bölla
Ponieważ jednak nie zdarza mi się podróżować ot, tak sobie, bez powodu, Zielona Wyspa dryfowała na mglistych wodach niezrealizowanych marzeń. Aż któregoś dnia okazało się, że jest powód. "Dziennik Irlandzki" Bölla przeczytałam po raz pierwszy za głębokiej komuny. Z trudem odgaduję teraz powody, dla których książka ta wydała mi się opisem raju. Pamiętam, że kolejne jej egzemplarze darowywałam przyjaciołom. Taki prezent był przekazem: sygnalizował nie tylko uznanie dla dzieła czy sympatię dla autora; miał powiedzieć coś o ofiarodawcy. Więc kiedy sięgnęłam po nowe wydanie, zastanawiałam się, kim była ta dziewczyna, która uważała dziennik starszego o pokolenie, zaangażowanego społecznie, pisarza katolickiego za ważny dla swego życia wewnętrznego? Po upływie kolejnej, sporej porcji czasu, zainteresowałam się krajem opisanym przez zacnego Niemca z taką czułością. Co po trzydziestu latach pamiętałam z książki? Jazdę pociągiem na kredyt, kobietę o pięknych stopach rodzącą dziewiąte dziecko na krańcu świata, spóźniony seans w prowincjonalnym kinie i deszcz, deszcz, deszcz...
Samolot, którym lecieliśmy do Dublina, miał spore opóźnienie. Wypełniali go do ostatniego miejsca Polacy....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta