Tata uczył tenisa i Chopina
Karolina Woźniacka specjalnie dla „Rzeczpospolitej” o Polsce, duńskim księciu i koszulce od Fernando Torresa
Rz: Dlaczego pani chce, by w Polsce mówiono Karolina Woźniacka, a nie Caroline Wozniacki?
Karolina Woźniacka: Bo tak w zasadzie się nazywam. Tak jest tutaj naturalnie.
Ile jest w pani Polki?
To, że mam polskich rodziców, coś dla mnie znaczy. Czuję, że mam tę polską krew w sobie i jestem chyba pół-Polką. Myślę, że przede wszystkim widać to w moim charakterze. Gram w Warszawie po raz pierwszy i jestem ciekawa, czy kibice potraktują mnie jak swoją.
Co pani najbardziej lubi w kraju przodków?
Zawsze jak przyjeżdżałam do dziadków, ujmował mnie wyjątkowy spokój dookoła, zupełnie inna atmosfera niż gdzie indziej na świecie. No i polskie jedzenie. Jest niesamowite, bardzo je lubię, kopytka, rosół, właściwie wszystko.
Potrafi pani coś zrobić sama z naszej narodowej kuchni?
Za wiele to ja nie ugotuję, za to potrafię coś upiec. Ciasta, pieczywo, bardzo to lubię.
Hymn polski pani zaśpiewa? Mickiewicza i Słowackiego zacytuje?
Nauczyć się tego w Danii – to było dla mnie trochę za trudne. Całego hymnu nie potrafię zaśpiewać, tylko kawałek. W tych kwestiach jednak jestem bardziej obywatelką Danii.
Gra pani na pianinie, to może chociaż Chopina od czasu do czasu...
Grałam nawet całkiem dobrze, ćwiczyłam solo i na cztery ręce z koleżanką. Było fajnie, ale od kilku lat...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta