Politycy ukręcili ten bat
Agencje ratingowe stały się wyrocznią. Oceniają, a nawet kreują politykę gospodarczą. Drżą przed nimi politycy. Sęk w tym, że sami doprowadzili do ich potęgi – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”
W Ameryce żartuje się, że na świecie są dwa supermocarstwa – USA i agencje ratingowe. Pierwsze może zniszczyć, zrzucając bomby, drugie – obniżając ratingi. Największa z triumwiratu agencji Standard & Poor's zdegradowała niedawno ponad połowę eurolandu, a zaraz potem jego fundusz ratunkowy, co może utrudnić mu pozyskiwanie pieniędzy i wspieranie krajów zagrożonych bankructwem.
Bogowie rynków
To właśnie S&P, Moody's i Fitch – z szefami, których nazwiska przeciętnemu Kowalskiemu nic nie mówią – decydują o losach całych państw. Deven Sharma, człowiek, który „zdegradował Stany Zjednoczone", odbierając im w sierpniu ubiegłego roku prestiżowy rating AAA, to imigrant z Indii, absolwent tamtejszego Birla Institute of Technology. Zanim trafił do S&P, przez 14 lat pracował w amerykańskiej firmie konsultingowej Booz Allen Hamilton. Zastąpił go Douglas Petersen, jeden z menedżerów Citibanku. Choć pozostający w cieniu takich ludzi, jak prezes Fedu Ben Bernanke czy stojący na czele Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi, Petersen i jego prawa ręka David Beers, szef zespołu oceniającego wiarygodność państw, stanowią teraz obiekt koszmarów sennych wszystkich ministrów finansów. Obniżka ratingu to mniejszy napływ inwestycji i wyższy koszt kredytów. A nadmierne zadłużenie jest obecnie światowym problemem numer jeden....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta