Weź, co twoje
Najnowsze opowiadanie warszawskiego prozaika, kronikarza losów pokolenia czterdziestolatków.
Na Kolejowej świerki uginały się pod śniegiem. Cała ulica nimi wysadzona. Okres świąteczny, dlatego wokół drzew okręcono sznury z kolorowymi żarówkami. Już się palą, bo zmierzcha, ciemno właściwie, a nad miasteczkiem widać światła w domach na górze. Mrugają do idącego ulicą mężczyzny. A jeszcze wyżej piętrzy się czarny las. Ile razy idący po oblodzonym chodniku tak witał się ze światełkami? Kiedy był tu po raz ostatni? Pod nogami śnieg, z bocznej uliczki wyjechał samochód, błysnęła witryna cukierni. Dalej straszy opuszczona geesowska gospoda, czarny budynek Krokusa, w którym dziś tylko szczury mają swoje sprawy.
Kochany synku, tyle planów z tobą wiązałam. Jak byłeś malutki, to całego obcałowywałam, nawet w siurka dawałam buziaki. Nawet w siurka... Wszędzie cię całowałam, a potem rosłeś, rosłeś, a dla mnie wciąż byłeś tym samym małym synkiem, rycerzykiem cwałującym na ratunek swojej mamusi, zarzucającym ramionka na moją szyję. Tak na koloniach płakałeś, tęskniłeś, kartki i listy pisałeś, szkoda, że już ich nie mam, przy przeprowadzce zaginęły, ale co noc o tobie myślałam, zwłaszcza wtedy, gdy byłeś już bardzo, bardzo daleko, a mnie bolało serce, jak bardzo mnie bolało, nie masz, syneczku, pojęcia. I pamiętaj: matka nigdy nie chce zła dla ciebie, nigdy, nigdy, pamiętaj o tym zawsze!
Dzwonią dzwoneczki, jadą sanie, od konia bucha para w świetle latarni, na śniegu parujący koński...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta