Zrobił mi pan świństwo, wyciągając te akta
– Niby wszystko wiadomo, ale trudno to wyjaśnić – Izabela Przemyk odpowiada wnukowi Jasiowi na pytanie, co się tak właściwie stało z Grzegorzem.
Jest jeszcze ktoś. To ten wysoki, lekko zgarbiony mężczyzna o platynowych włosach, który jest na każdej rozprawie. Siedzi zwykle przycupnięty na ławie, wsłuchując się uważnie w zeznania kolejnych świadków. Nie komentuje, nie krytykuje, w ogóle się nie odzywa. Po rozprawie próbuje niepostrzeżenie wymknąć się obok zastawionych na niego kamer i mikrofonów. Niechętnie kontaktuje się z dziennikarzami.
– Z panem też by nie rozmawiał – mówi jego druga żona, Iza.
Gdy w szpitalu na Solcu umiera jego najstarszy syn Grzegorz, Leopold Przemyk ma czterdzieści dwa lata, drugą żonę i dwoje z nią dzieci: dziesięcioletniego Michała (teraz lekarza weterynarii) i trzyletnią Agnieszkę (obecnie pianistkę).
Kiedy urodził się Michał, Grześ miał dziewięć lat. Przyjechał rowerem pod porodówkę przy Karowej i zawołał:
– Ciociu, pokaż mi mojego braciszka.
Iza podeszła wtedy z noworodkiem do okna.
– Ładny – krzyknął Grzesiek i popedałował dalej.
Osiem lat później napisał Michałowi w pamiętniku coś na wzór dekalogu:
1. Na razie słuchaj starszych, bo mają więcej lat i mogą cię ustrzec od błędów i niebezpieczeństw strasznych.
2. Nie oszukuj i nie ożartowywuj nikogo (staraj się żyć w zgodzie ze sobą).
3. Nie strasz siostry, a opiekuj się nią.
4. Śmiej się...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta