Nie dawaj mi ducha zniechęcenia!
Czy ludzie silni są potrzebni? Anton Czechow nie był o tym przekonany. Podejrzewał, że to nie siła, lecz co innego pozwala pokonać – przemóc – trywialność.
Leonid Bieżyn
Więc od czego się to zaczęło? Kiedy dokładnie się to pojawiło, wyodrębniło, przybrało kształt skończonego zjawiska, które ma swoją nazwę i miejsce w literaturze? Na pewno nie za panowania pierwszych książąt Rusi Kijowskiej. Nie w czasach „Słowa o pułku Igora" i „Supliki Daniela Więźnia" – można śmiało za to ręczyć, ponieważ heroiczny i monumentalny styl literatury staroruskiej, opiewającej wojenne zwycięstwa i akty poświęcenia za wiarę, wykluczał z niej intymne uczucia i myśli pojedynczego człowieka. Tym bardziej takie, jak nuda, apatia, lenistwo czy chandra, i jeśli w tamtych odległych czasach modlono się słowami: „...nie dawaj mi ducha zniechęcenia", to zniechęcenie owo było jakby niepsychologiczne, definiowane tylko abstrakcyjnie i brak w nim było tego emocjonalnego miąższu, którego smak można poczuć, tak jak czuje się smak gorzkiego czy kwaśnego owocu.
Staroruskie zniechęcenie byłoby więc kategorią etyczną, oznaczającą niezdolność duszy do chrześcijańskiego czynu, do aktywnej służby na rzecz prawosławnej prawdy, i w literaturze z epoki rozpatruje się je nie jako stan emocjonalny, lecz jako wadę moralną, nawet grzech, który wymaga radykalnego wykorzenienia.
Nie dawaj mi ducha zniechęcenia!
Podobny stosunek do negatywnych czy – tak będzie lepiej – grzesznych emocji utrzymywał się także później. Utrzymywał się aż do...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta