Barwy szczęścia
Auguste Renoir wytrzymał w grupie osiem lat, zanim wysiadł z rewolucyjnego tramwaju na przystanku sukces.
W madryckim Museo Thyssen-Bornemisza kolejka chętnych do obejrzenia wystawy „Renoir. Intymność" puchnie w oczach. Nic dziwnego, współautor uwodzicielskiego wizerunku belle époque jest artystą w sam raz na dzisiejsze czasy – epokę kultu ciała, wiecznej młodości i kąpieli słonecznych. Kochamy go za żywe, intensywne barwy, brawurowe efekty świetlne, a przede wszystkim za nieustający zachwyt nad naturą i urodą życia.
Styl Renoira ewoluował, ale cel, do którego dążył, był wciąż ten sam. Od początku chciał tworzyć sztukę optymistyczną i miłą dla oka. Trudno też przecenić jej dekoracyjne walory. Auguste wcześnie posiadł wiedzę o upodobaniach klasy średniej. Zaczynał wszak karierę od zdobienia porcelany, wachlarzy i zasłon. „W życiu jest wystarczająco dużo przykrych rzeczy, żebyśmy mieli jeszcze sami produkować brzydactwa" – odpowiadał w wieku dojrzałym, gdy zarzucano mu schlebianie burżujskim gustom.
Nie był bogaty z domu, jak Édouard Manet czy Paul Cézanne. Zdarzało się, że przymierał z głodu i na piechotę maszerował z Paryża do Fontainebleau, bo nie stać go było na pociąg ani dyliżans. Umiał już wtedy wyczarować pędzlem istne cuda, lecz ojciec zarabiał więcej jako zwykły krawiec. Jeszcze w 1878 roku wystarczyło zapłacić 31 franków, by wejść w posiadanie dzieła Renoira. Gdy pod koniec wieku „Bratka" wyceniono na 22 tysiące, sam malarz uznał, że to gruba przesada. A był...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta