W muzyce tradycyjnej nie ma Pavarottiego
Wieś odżyła i jest gotowa do współpracy. Partnerem dla nas, nauczycieli muzyki tradycyjnej, są nie tylko nastolatki, ale i panie ze wsi, około 60. roku życia, wciąż żywotne i z energią - mówi Jan Bernad, badacz kultury tradycyjnej.
Plus Minus: Dwanaście lat temu istniejąca od 1991 roku Fundacja Muzyka Kresów zorganizowała debatę: „Czy Polacy potrzebują tradycji?". A jak dziś odpowiedziałby pan na to pytanie?
Od tamtego czasu dużo się zmieniło. W miastach pojawili się potomkowie imigrantów ze wsi, którzy przyglądają się swoim korzeniom już bez wstydu, chociaż wstyd związany z miejscem pochodzenia często towarzyszył ich dziadkom czy pradziadkom. Część z nich zaczęła interesować się muzyką tradycyjną. Kiedy wraz z Moniką Mamińską zakładaliśmy Fundację Muzyka Kresów, od kultury ludowej były skanseny i muzea. Istniały zespoły Śląsk czy Mazowsze i każda uczelnia też taki „ludowy" zespół „pieśni i tańca" miała, a na wsiach, często przy kołach gospodyń, funkcjonowały zespoły wiejskie. Pamiętajmy, że dawniej na wsi „zespół" powstawał zazwyczaj w ten sposób, że kilka dziewczyn pod wieczór, po obrządku siadało na ławeczce przed domem, śpiewało i czekało, aż pojawią się chłopcy. Kilkanaście domów dalej, na kolejnej ławeczce mógł być inny wiejski „zespół". Ich muzyka pokazywała zarówno codzienność, jak i głębszy wymiar wspólnoty, dotykała świata, którego na co dzień się nie dotykało i nie mówiło o nim.
Pan zaczął interesować się pieśniami tradycyjnymi jeszcze jako członek zespołu teatralnego Gardzienice,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta