Szkoły pielęgniarskiej mogę bronić nawet z PSL
W gabinecie Jerzego Buzka byli ludzie odpowiedzialni, którzy wiedzieli, co to znaczy służba publiczna. Dziś rozumienie polityki jest inne niż kiedyś – trzeba robić wszystko, żeby nie stracić władzy. Pozostał tylko piar i oszukiwanie ludzi - mówi Wojciech Maksymowicz, minister zdrowia w rządzie AWS–UW.
Plus Minus: Jest pan lekarzem neurochirurgiem, który postanowił zostać politykiem. Dlaczego porzucił pan szanowaną profesję, żeby uprawiać zawód stający pod względem prestiżu dużo niżej?
Mówi pani z perspektywy dzisiejszych czasów.
W 1997 roku, kiedy został pan ministrem zdrowia w rządzie Jerzego Buzka, było inaczej?
Prestiż polityka jako zawodu już wówczas był niski, a negatywne nastawienie do tej grupy w społeczeństwie dość powszechne. Ludzie podobnie jak w PRL uważali, że polityk to człowiek, do którego ma się pretensje albo któremu się zazdrości, bo ma dostęp do dóbr dla innych niedostępnych.
Czego panu zazdroszczono?
Dam pani przykład – zadzwoniła do mnie wtedy daleka kuzynka z pytaniem, gdzie będziemy mieszkać, bo pewnie przeniesiemy się do jakiejś willi, w której zostaniemy do końca życia, a ona nie chciałaby stracić z nami kontaktu. Wielce się zdziwiła, gdy jej powiedziałem, że mieszkamy na warszawskim Ursynowie i nadal będziemy tam mieszkać. Przedmiotem pożądania była też służbowa lancia. Gdy przyjechałem nią na zebranie Naczelnej Rady Lekarskiej, koledzy koniecznie chcieli zobaczyć, jak taka ministerialna limuzyna wygląda w środku. Miałem też zabawną sytuację – w moim bloku odmalowano klatkę schodową dokładnie w dniu mojego zaprzysiężenia. Klatka była po wymianie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta