Padło na ciebie, Mariano
Wysłał potężne siły porządkowe, by zrobiły porządek z katalońskim referendum. Ale wrażenie, że premier Hiszpanii to nowe wcielenie Margaret Thatcher, jest mylne.
Na biurku generała Franco były dwie kupki dokumentów: te, które trzeba było załatwić pilnie, i te, które mogły poczekać. Hiszpański dyktator większość spraw odkładał na tę pierwszą, tak że dość szybko to, co było na wierzchu, spadało. Aż w końcu znajdowało swoje miejsce na kupce drugiej, gdzie pośpiech nie był wskazany.
Premier Mariano Rajoy tę umiejętność przejętą od Caudillo dopracował do perfekcji. W swoich wspomnieniach, „En confianza" („W zaufaniu"), podkreśla, „jak wiele możliwości otwiera się przed tymi, którzy potrafią czekać".
Tak też miało być z Katalonią.
Bunt to zadanie nie tylko dla prawników
Katalońscy nacjonaliści próbują stworzyć wrażenie, że społeczeństwo prowincji „od zawsze" chce nowego państwa. Ale to nieprawda. Dziesięć lat temu, przed wybuchem kryzysu gospodarczego, zaledwie co ósmy Katalończyk uważał, że trzeba się oderwać od Hiszpanii. Jeszcze w grudniu 2011 r., gdy Rajoy wprowadzał się do madryckiego Pałacu Moncloa, siedziby premierów, zwolennicy niepodległości stanowili jedną czwartą mieszkańców prowincji. Tak podaje sama Generalitat, rząd regionalny w Barcelonie.
Ale gdy załamała się gospodarka, skoczyło bezrobocie, a Madryt narzucił państwu ostrą politykę oszczędności, aby zapobiec bankructwu królestwa i rozpadowi całej strefy euro, nastroje w Katalonii...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta