W Dubaju czekają na polskie jaja
Sprzedaż za granicą jest uzależniona od różnych zakazów. Często mają charakter polityczny i pojawiają się pod szyldem w rodzaju „zagrożenie salmonellą czy ptasią grypą" – mówi członek zarządu firmy Fermy Woźniak.
Barbara Woźniak
Rz: Co było pierwsze, jajko czy kura?
Kurnik. Później kura i jajko.
Jesteście największym producentem jaj w Polsce. A w Europie?
Jesteśmy w pierwszej trójce.
W ubiegłym roku jaja w sklepach bardzo drożały. Skorzystaliście na tym?
Oczywiście, że tak. Za każdym razem, gdy występują tego typu sytuacje niezależne od nas, następuje dynamiczny wzrost cen. U nas nie ma czegoś takiego jak elastyczność podaży z popytem, możemy jedynie wybierać kanały dystrybucji. Nie jesteśmy w stanie z dnia na dzień zwiększyć produkcji i dostosować jej do potrzeb rynku – kury znoszą jaja zawsze tak samo niezależnie od tendencji gospodarczych. Średnio jedno jajo dziennie.
Polscy producenci żalą się, że to wielcy odbiorcy jak hurtownie i hipermarkety, decydują o cenach.
To jest duży problem, ale mamy bardzo zdywersyfikowane rynki i odbiorców. Głównie sprzedajemy na rynki zewnętrzne. 33 proc. produkcji zostaje w Polsce, reszta to eksport. Jeżeli inni producenci opierają się tylko na współpracy z dużymi sieciami, niestety, opłacalność i marże mogą być bardzo niskie. W Polsce ciężko jest dostać się do największych sieci pod własną marką. Miliony Polaków konsumują nasze...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta