Dwa miliony kliknięć to jest coś
Nasz związek od samego początku upubliczniał mój mąż. To on był popularny i pokazywał się w tabloidach jako premier. A potem to samo robił z naszym małżeństwem. Dziś sądzę, że był uzależniony od mediów jak narkoman od używki - mówi Izabela Olchowicz-Marcinkiewicz.
Plus Minus: Dlaczego zostawiła pani sobie nazwisko męża, premiera Kazimierza Marcinkiewicza? Nie rozstajecie się w przyjaźni.
Po pierwsze, ciągle jestem żoną Kazimierza Marcinkiewicza. W sierpniu mamy szóstą rozprawę rozwodową. Mam nadzieję, że ostatnią. Po drugie, nie lubię papierologii. Dla dziennikarzy jestem i będę Izabelą Marcinkiewicz.
A czy to nie jest tak, że nazwisko Marcinkiewicz pozwala pani funkcjonować w mediach? Że dzięki temu ma pani swoich fanów na Facebooku i sprzedaje pani książki o swoim życiu?
W tej chwili to nazwisko nie jest dla mnie ani plusem, ani minusem. Czy moją książkę ludzie kupili dla nazwiska mojego męża? Moim zdaniem nie. Owszem, na media (głównie brukowe) nazwisko Marcinkiewicz działa jak magnes. Gdy pisałam książkę „Zmiana", różne wydawnictwa proponowały, że ją wydadzą, pod warunkiem, że będzie w niej dużo o moim małżeństwie.
I było.
Tak, bo to książka o moim życiu, autobiografia. Ale informacji prywatnych jest w niej tyle, ile sama chciałam przekazać, dlatego że wydałam tę książkę własnym sumptem, we własnym wydawnictwie.
Można odnieść wrażenie, że to, co pani upublicznia ze swojego prywatnego życia to i tak jest bardzo dużo. Czy w pani życiu wszystko jest na sprzedaż?
Myśli pani, że ja o tym decydowałam? Nasz związek od samego początku...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta