To był grzeczny człowiek
LEICESTER CITY | Właściciel klubu Vichai Srivaddhanaprabha, który zginął w katastrofie helikoptera, nie był typowym futbolowym oligarchą. Mieszkańcy miasta go szanowali.
W czołowych klubach piłkarskich od lat rządzą albo niewolnicy słupków w Excelu, albo postaci budzące etyczne wątpliwości. Właściciel Leicester City, który kupował kibicom piwo i pączki, wydawał się przybyszem z innego świata.
„Cichy, skromny, człowiek, którego będziemy wspominać z czułością i wielkim szacunkiem. To on stał za najbardziej magicznym i nieprawdopodobnym tytułem mistrzowskim w historii futbolu. Dziękujemy, prezesie, za wszystko, co zrobiłeś dla naszego klubu. RIP" – napisał na Instagramie Gary Lineker po tym, jak w końcu po niemal dwóch dniach milczenia i domysłów klub Leicester City wydał oświadczenie, w którym oficjalnie potwierdził śmierć tajskiego właściciela.
Dzielny pilot
Mało kto jednak przypuszczał, że może być inaczej. Śmigłowiec, w którym znajdował się Vichai Srivaddhanaprabha, tuż po starcie z płyty boiska King Power Stadium stanął w płomieniach, runął na pusty...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta