Na początku było słowo
Na świecie uważa się wolność słowa za prawo człowieka. Jednocześnie istnieje tendencja do zakazywania wypowiedzi dyskryminujących – pisze ekspert.
Coraz częstsza i śmielsza retoryka nienawiści, jaką możemy obserwować w przestrzeni publicznej, oraz niebezpiecznie ambiwalentna postawa rządu PiS-u wobec niej ożywiły ponownie debatę nad konfliktem między konstytucyjną gwarancją wolności słowa a prawem każdego obywatela do życia w godności i bez poczucia strachu.
Zwolennicy wolności słowa stoją na stanowisku, że oczernianie innych, szczególnie tych pełniących funkcje publiczne, nie powinno być przedmiotem regulacji prawnych. O ile należy się zgodzić z tym, że swobodna dyskusja jest niezbędnym elementem demokracji, o tyle z wolnością słowa można już polemizować. Pokutuje pewne błędne założenie – może ma to coś wspólnego z konotacją słowa „wolny" – że jeśli chcesz się cieszyć wolnością wypowiedzi, to ta wolność powinna być totalna. Spójrzmy na parlament. Australijscy parlamentarzyści w trakcie prac muszą powstrzymać się od używania obraźliwego lub wulgarnego języka. W obydwu izbach parlamentu obowiązują regulacje, które wymagają od parlamentarzystów zrzeczenia się mandatu, jeśli będą wypowiadać się w sposób wulgarny lub z użyciem obraźliwego słownictwa.
A teraz przenieśmy się na ulicę. W większości australijskich jurysdykcji możesz zostać ukarany, jeśli użyjesz obraźliwego języka w miejscu publicznym. W zeszłym roku w Nowej Południowej Walii skazano 12 000 osób za naruszenie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta