Smartfonowy wyborca poza kontrolą
Do Sądu Najwyższego wpłynęło dotąd 25 protestów wyborczych. Autor jednego z nich kwestionuje możliwość pobierania kart do głosowania po wylegitymowaniu się obrazem z telefonu. Anna Krzyżanowska
Na tegoroczne wybory do Parlamentu Europejskiego – po raz pierwszy w historii – można było iść bez dowodu osobistego czy paszportu. Wystarczył telefon z zainstalowaną aplikacją mObywatel i zawarta w nim usługa mTożsamość.
Z tym, że dane ze smartfona stanowić mogą dokument tożsamości, polemizuje Tymon Radzik, były społeczny doradca ministra cyfryzacji, autor protestu wyborczego. Przekonuje, że istnieje podstawa do unieważnienia wyborów.
Wątpliwości ma też Paweł Litwiński, specjalista od prawa nowych technologii. – Na poziomie ustawowym nie przypisano mTożsamości charakteru dokumentu potwierdzającego tożsamość – tłumaczy. Zaznacza, że obraz z ekranu telefonu, który należało pokazać komisji wyborczej, łatwo podrobić, a komisje nie miały instrumentów do sprawdzania autentyczności aplikacji.
SN ma 90 dni na rozpatrzenie protestów.