Istnienie kolarskich „spółdzielni” było i jest faktem
Za moich czasów ostatnim z takich „robionych" wyścigów o mistrzostwo Polski był wyścig w Zakopanem, w 1974 roku, który miał wygrać Tadek Mytnik, ale... nie wygrał.
Został w tobie żal, że zawodowstwo wchłonęło amatorstwo tak późno i nie miałeś szansy spróbować?
My niby byliśmy amatorami, ale właściwie zawodowcami, bo przecież nic innego nie robiliśmy, tylko trenowaliśmy. Nie zarabialiśmy tak dużo jak oni, choć i tam w tamtych czasach nie było tak ogromnej kasy jak dzisiaj. Podam taki przykład: kiedy niesławny dzisiaj Lance Armstrong zaczął wygrywać, to w rok zgarniał tyle, ile Eddy Merckx przez całą karierę. A co tu porównywać? Amerykanina, który na dopalaczach jechał właściwie tylko Tour de France, do kogoś, kto wygrywał wszystko? Dajmy spokój... A wracając do pieniędzy w naszych czasach. Francuz Marcel Duchemin, który był drugi w Wyścigu Pokoju w 1970 roku, nie chciał iść na zawodowstwo, bo na amatorstwie zarabiał dokładnie te same pieniądze. Inni przechodzili na starość. A my? Nie było nam źle. Jeździliśmy za granicę, wracaliśmy z bananami, czekoladą, papierem toaletowym i ubraniami. Wydawało nam się, że jest dobrze. Nikt z czołówki nie został na Zachodzie, a przecież można było. Chociaż nie, Jan Smyrak, medalista mistrzostw świata, został w Niemczech. Staszek Szozda o tym wiedział wcześniej, bo mieszkali razem w pokoju. Smyrak nawet nie rozpakowywał torby, czekał na samochód, a kiedy ten przyjechał, prysnął. Nigdy nie miałem takich myśli. Dostawałem za to zaproszenia, np. od Belgów, żeby do...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta