Hyla wraca do domu
Grypa. Milion razy gorsza niż rana na polu walki, bo tę możesz przeczekać, ograć śmierć, a grypy nie, bo grypa to nic innego tylko śmierć właśnie, sama z siebie, zamknięta i zrodzona z jej istoty. Kto wpadnie w jej łapy, temu koniec. Kościelne hymny i ostatnie namaszczenie.
Bukowina, Czerniowce, jesień 1918
1.
Koni było piętnaście, ich czterech. Czech Josef Palka, grubaśny, siwy feldfebel, wiecznie kaszlący od cygaretów, zaśliniony, w brudnym, poplamionym mundurze, przy tym gaduła jakich mało. Kiedy ściągał z siwej głowy czapkę, zasiadał przy ognisku i otwierał gębę, świat jakby na chwilę jaśniał i stawał się bardziej zrozumiały. Palka wszystko umiał wytłumaczyć, znał się i na wojsku i na sprawach politycznych, na cesarsko-królewskim dworze, na sprawach zamorskich, wiedział, gdzie Ameryka, a gdzie Mongolia, ale najlepiej znał się na gorzałce, której butelczynę zawsze miał przytroczoną do pasa. „Bez gorzałki kroku nie robię!" – mówił, a ludzie, patrząc na jego ogorzałą gębę jakoś mu wierzyli. „Bo gorzałka to wielkie lekarstwo, mamy ją od Boga na wszystkie słabości, ból głowy i żołądka, czarną krew i suchoty, migrenę i wątrobę. Tylko lewatywa lepsza" – śmiał się. – „Ale nie dla mnie...".
Prócz Palki było jeszcze dwóch koniuchów w baranicach, przekrzywionych budrysówkach na kudłatych łbach i w dziurawych butach. Pewnie Ukraińcy, myślał, trzeba na nich uważać, bo chachoły mają długie palce. Srebrny zegarek, prezent od proboszcza, trzymał więc głęboko schowany w kieszeni, a która godzina, patrzył tylko wtedy, kiedy był daleko...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta