Prezydencki spacer po linie
PIOTR ZAREMBA Nie wiadomo już, czego życzyć Polsce. Wojny na górze po zwycięstwie polityka opozycji czy domknięcia się monopartyjnego układu władzy po wygranej obecnego prezydenta.
Przed pierwszą turą, zastanawiając się, który z kandydatów dźwiga największy ciężar, uznałem, że dwaj najważniejsi, bo na ich barkach spoczywa cała spuścizna zmieniających się u władzy obozów, nawet jeśli nie mieli na nią wpływu. Ale za bardziej obciążonego uznałem Rafała Trzaskowskiego. Wyraźnie źle się czuje w atmosferze „walki o wszystko", a wyborcza wyprawa do różnych zakamarków Polski to dla niego podróż do dalekich krajów. Andrzej Duda ćwiczył słitfocie z prowincjonalną Polską przez całą kadencję.
Te okoliczności się nie zmieniły. A jednak kiedy obserwowałem obu polityków w wieczór wyborczy, nieco skorygowałem ogólne wrażenie, kto tu jest mocniejszy, a kto słabszy.
Hunwejbini za plecami
Andrzej Duda tego wieczoru przemawiał w Łowiczu do tłumu, który właściwie mu nie pomagał. Jego grzeczne gratulacje dla Rafała Trzaskowskiego zostały powitane buczeniem i nieco aroganckimi okrzykami: „Tu jest Polska!". Jak się w tej sytuacji brać za grę o nie swoje elektoraty? Kiedy Duda tego próbował, pisowscy działacze zakłócali subtelności jego mowy mechanicznymi wiwatami na jego cześć. Ewidentny brak chemii.
Zarazem ktoś powinien przestrzec pana prezydenta, że w wieczór wyborczy nie powinien przemawiać pół godziny. Że nieuważny widz przed telewizorem nie ogarnie tak długiego...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta