Zachwyt i wątpliwości
Tadej Pogačar wygrał Tour de France. Triumf Słoweńca wzbudził podziw, ale nie bezrefleksyjny. Kolarstwo płaci cenę za swą dopingową przeszłość, każdy zwycięzca jest podejrzany z definicji, nawet 22-latek, który dopiero zaczyna wspinaczkę na szczyt.
Dwa dni przed zakończeniem wyścigu wydawało się, że karty są rozdane. Słoweniec Primoż Roglić na najtrudniejszych, alpejskich etapach obronił 57-sekundową przewagę w klasyfikacji generalnej i podczas jazdy indywidualnej na czas miał dopiąć ostatni guzik koszulki lidera wyścigu. „Contre-la-montre", czyli „walka przeciwko zegarowi", zakończyła się jednak klęską zawodnika grupy Jumbo-Visma, choć w pojedynkach ze stoperem należy do najlepszych na świecie.
Kolarze w tegorocznej edycji Tour de France przejechali 3482 km. Roglić przegrał na odcinku liczącym 36 km – to jedyny dzień trzytygodniowej rywalizacji, kiedy był skazany na siebie i nie mógł liczyć na pomoc kolegów. Ci wcześniej zdominowali wyścig. Kontrolowali tempo jazdy, opiekowali się liderem, a na podjazdach byli wręcz nadobecni, precyzyjnie kopiując taktykę brytyjskiej drużyny Ineos (wcześniej: Team Sky), która pozwoliła wygrać jej kolarzom siedem z ośmiu ostatnich edycji Wielkiej Pętli.
Wagonik w pociągu
Kolarstwo to prawdopodobnie najbardziej zespołowy sport indywidualny. Sukces jednostki niemal zawsze jest wysiłkiem kolektywnym – niemal, bo tym razem prawa peletonu nagiął Pogačar – i nie chodzi tylko o pracę trenerów, mechaników czy fizjoterapeutów, ale także o postawę kolegów z zespołu. Nie byłoby historii pisanych przez największe gwiazdy, gdyby nie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta