W obronie dekadenckiej Europy
Zaatakowanie wpierw Gruzji, a potem Ukrainy to bardziej pokaz rosyjskiej słabości niż siły. Moskwa musi odwoływać się do brutalnej przemocy, ponieważ jej model społeczny i polityczny dla nikogo nie jest atrakcyjny.
Gruzińsko-rosyjska wojna z sierpnia 2008 roku była małą wojną, która wstrząsnęła światem. Jej wybuch zaszokował pogrążone w beztroskim zadowoleniu państwa zachodnie, przekonane, że wojny w Europie należały już do przeszłości". Konflikt podważył przekonanie, że „demokracja oraz duch wzajemnej współpracy odniosły w Europie ostateczne zwycięstwo po tym, jak 20 lat wcześniej upadła żelazna kurtyna, a myślenie kategoriami geopolitycznych sfer wpływów, prowadzące do konfliktów i rozlewu krwi, zostało odesłane do lamusa".
Tak pisał Ronald D. Asmus, wybitny amerykański politolog, w wydanej w 2010 roku książce „Mała wojna, która wstrząsnęła światem". Od tamtego czasu Rosja dokonała w Europie kolejnej agresji militarnej, zajmując Krym, aktywnie pomagała Łukaszence w brutalnej pacyfikacji wolnościowych dążeń białoruskiego społeczeństwa, truła i mordowała rosyjskich opozycjonistów, ingerowała w wybory prezydenckie m.in. w Stanach Zjednoczonych, finansowała radykalne partie polityczne zarówno z lewej, jak i z prawej strony politycznego spektrum w różnych krajach europejskich. Żadne z tych wydarzeń nie było dostatecznie mocnym sygnałem, aby wśród zachodnich elit powszechne stało się przeświadczenie, że Władimir Putin stanowi egzystencjalne zagrożenia dla utworzonego po 1989 roku porządku międzynarodowego. Wręcz przeciwnie. Z niekłamanym podziwem wypowiadał się o nim...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)
