Robert Mazurek: Dbajmy o kompot
To było tak: dostałem list. Na wsi u babci nie było telefonu, ale był listonosz, przyniósł mnie więc list od mamy z nieoczekiwaną informacją, że rodzice przyjeżdżają w piątek. Lojalnie powtórzyłem to babci. „Jak ty mówisz?! Rodzice?!". „No tak...". „To bardzo nieładnie". „A jak się mówi?" – spytałem nie mniej zdumiony niż państwo teraz. „Mówi się: mamusia i tatuś".
Cóż, babcia Aniela, prababcia właściwie, pamiętała jeszcze carat, miała nieco inne obyczaje. I tu oczywiście mógłbym popłynąć oczywistym nurtem, by dostrzec, jak nam język schamiał. Pierwszy opisał to mój ulubiony bohater literacki, Gurewicz, który w „Nocy Walpurgii" klarował tak Nathalie: „Dawniej, kiedy w czasie rozmowy zapadała nagle cisza, rosyjski chłop mówił: »Cichy anioł przeleciał«. A teraz w identycznej sytuacji: »Coś zdechło w lesie, pewnie milicjant«. Albo »Miłość na wiek się nie ogląda«. A teraz tylko – »Ch... w metrykę nie zagląda«. Albo jeszcze lepiej. Zamiast: »Nie pluj do studni, będziesz z niej wodę pił«, mamy: »Nie sraj w kompot, kucharz w nim nogi...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)