Chcieli, żebyśmy se postrzelali
Posłuchajcie mnie teraz. Haubica numer sześć to my. Odpowiadamy za nią. Po prostu zabiliśmy paru złych ludzi. Tą haubicą. My wszyscy. To dobry dzień na robocie.
Tego ranka nasza haubica spuściła ze sto dwadzieścia kilogramów udoskonalonej amunicji konwencjonalnej na obóz przemytników dziesięć kilosów na południe od nas. Zlikwidowaliśmy grupkę powstańców, a potem poszliśmy na obiad do kantyny w Camp al‑Falludża. Wziąłem rybę z fasolą limeńską. Staram się zdrowo jeść.
Przy stole cała nasza dziewiątka uśmiecha się i rechocze. Dalej jestem roztrzęsiony i nerwowo podniecony tym wszystkim, szczerzę się, wyłamuję sobie palce, kręcę obrączką na serdecznym. Siedzę obok Voorstadta, naszego numeru jeden, i Jewetta, który jest w drużynie amunicyjnej ze mną i Bolanderem. Voorstadt ma wielki talerz ravioli i pop-tartsów, a zanim zaczyna szamać, patrzy wzdłuż stołu i mówi:
– Trudno uwierzyć, że w końcu dostaliśmy zadanie artyleryjskie.
– Najwyższa pora, żeby kogoś zabić – mówi Sanchez, a sierżant Deetz się śmieje.
Nawet ja lekko prycham. Jesteśmy w Iraku od dwóch miesięcy jako jedna z niewielu jednostek artyleryjskich, które faktycznie zajmują się ostrzałem, tyle że do tej pory otrzymywaliśmy wyłącznie zadania oświetleniowe. Piechota zwykle nie chce ryzykować strat i zniszczeń kolateralnych. Część innych dział w baterii strzelała do wrogów, ale nie my. Aż do dziś. Dzisiaj odpaliła cała zasrana bateria. I wiemy, że trafiliśmy w nasz cel. Tak nam powiedział porucznik.
Zabiliśmy sześć...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta