Władza idzie po złoto
Ropy jest w Wenezueli dużo, lecz nieudolne i skorumpowane rządy nie potrafią tego bogactwa wykorzystać. Teraz chcą opanować wydobycie złota. Ponieważ kłóci się to z oficjalnie głoszonymi hasłami sprawiedliwości społecznej, robią to cudzymi rękami.
To nie Hugo Chávez (był prezydentem Wenezueli w latach 1999–2013 – red.) całkowicie zmilitaryzował całe państwo i społeczeństwo. Zrobił to dopiero następca Nicolás Maduro, dla którego armia stała się ostatnim narzędziem pozwalającym utrzymać władzę.
To prawda, że po Chávezie – którego nazywał swoim „ojcem” – odziedziczył kraj w potężnej recesji, z rosnącą inflacją i dużymi długami zagranicznymi. Nie mógł nawet marzyć choćby o części popularności swojego poprzednika i wygrał wybory minimalną większością. Na dodatek, z powodu wewnętrznych konfliktów i walki o władzę, cały ruch chávistyczny rozpadał się jak domek z kart. Armia była zatem jego ostatnim sojusznikiem.
Właśnie dlatego w pierwszych latach rządów Maduro liczba jego ministrów noszących mundury niemal się podwoiła. Zaczęli oni zajmować kluczowe stanowiska polityczne i ekonomiczne w państwie. Wojsko dosłownie kontrolowało gospodarkę kraju, mając wpływ na ustalanie cen i kursy wymiany walut oraz działalność wszystkich firm, państwowych i prywatnych. A Maduro się za to odwdzięczał: tylko w 2014 roku stopnie admirała czy generała otrzymało aż dwustu dwudziestu dziewięciu oficerów (stworzone zostały nawet nowe szarże generalskie). Dla porównania – Chávez nie awansował nawet dziesięciu oficerów rocznie.
Jednak właśnie w tym okresie światowe ceny ropy spadły o...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta