Superbohater albo oszust
Styl, w jakim Jonas Vingegaard drugi raz z rzędu wygrał Tour de France, budzi podejrzenia i prowokuje pytania o to, czy kolarstwo nie wraca do mrocznych czasów dopingowego koszmaru.
Duńczyk zwyciężył tak, jak przed laty Lance Armstrong, czyli siedmiokrotny triumfator Wielkiej Pętli, wykreślony później z listy najlepszych za oszustwa dopingowe. Vingegaard największego rywala, Tadeja Pogačara, wyprzedził o 7 minut 29 sekund. Upokorzył go na dwóch najważniejszych i najtrudniejszych etapach: podczas jazdy indywidualnej na czas, gdzie na każdym kilometrze był szybszy o 4–5 sekund, a potem w alpejskiej batalii pod Courchevel, wyprzedzając Słoweńca o ponad 6 minut. W sporcie na najwyższym poziomie dawno nie było tak przekonującego, ale i budzącego wątpliwości zwycięstwa.
Armstrong też zaprzeczał
Był lipiec 2001, sala konferencyjna w pałacu w Pau. Za stołem usiadł Lance Armstrong, a przed nim – tłum dziennikarzy z całego świata. Amerykanin dzień wcześniej w Luz-Ardiden wygrał jeden z najtrudniejszych etapów Tour de France. Tuż przed metą jego wielki rywal Jan Ullrich zdjął rękę z kierownicy i podał mu rękę, uznając się za pokonanego w całym wyścigu. Armstrong był już pewien trzeciej wygranej w Wielkiej Pętli.
W historii kolarstwa bardziej niż piękny gest Niemca i triumf Amerykanina zapisała się właśnie ta konferencja. Pytania zadawał wówczas głównie David Walsh, świetny brytyjski dziennikarz. Nie wierzył Armstrongowi. Uważał, że jego osiągnięcia nie są wyłącznie wynikiem katorżniczego treningu, profesjonalnego podejścia do życia oraz znakomitej drużyny z najlepszymi...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta