To
„Zielona granica” opowiada według mnie o tym, jak grupa ludzi zostawiona w lesie nagle zamienia się w „to”.
Dzisiaj chcę napisać o filmie „Zielona granica”, bo oczywiście film widziałam, choć przecież nie jest oczywiste, że wypowiadanie się na ten temat musi być poprzedzone wizytą w kinie. Przeciwnicy filmu nie tylko nie ukrywają, że go nie widzieli, ale uznają to za powód do dumy. Właściwie gdyby nie to, że temat jest dramatyczny, można by się zdrowo pośmiać, a byłby to humor z gatunku surrealistycznych. Oto prezydent niemałego państwa oświadcza publicznie, że nie ma zamiaru zobaczyć filmu, który bardzo mu się nie podoba.
No, ale na tym żarty się kończą. Muszę powiedzieć, że już sama droga do kina na seans „Zielonej granicy” łączy się z napięciem, jakiego dotąd nie znałam. Owszem, bywały wystawy i spektakle budzące emocje – omodlenia spektaklu „Klątwa”, okrzyki „hańba” na spektaklach Jana Klaty, ale to był rodzaj folkloru, jaki w historii sztuki istniał od zawsze. Wszystkie te krzyki, wygrażania były na ogół...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta